Ludzie, biznes, pasja – Portrety liderów polskiej informatyki

Album Computerworld Ludzie, Biznes, Pasja. Portrety liderów polskiej teleinformatyki na XX-lecie polskiego rynku IT, marzec 2011, Piotr Waszczuk.

Jako spółka doradcza mamy swój udział w zmianach, ale to klient jest ich autorem

Przez 20 lat zmieniało się nasze postrzeganie informatyki, która z wiedzy tajemnej stała się narzędziem biznesowym. Czy dziś polskie firmy potrafią wykorzystać wiedzę IT do budowania przewagi rynkowej?

Myślę, że z jednej strony IT jest dzisiaj postrzegane, mniej lub bardziej świadomie, przez pryzmat tezy postawionej swego czasu przez Nicolasa Carra: IT staje się technologią taką jak elektryczność, do której powinniśmy mieć dostęp, aby móc przetrwać na konkurencyjnym rynku. Z drugiej strony nadal istnieją możliwości zróżnicowania się względem konkurencji w oparciu o IT, ale nie jest to już takie proste jak kilka lat temu. Oczekiwania rynku, wymagania klientów i poziom świadomości tego, co można uzyskać z pomocą rozwiązań informatycznych, cały czas rosną. Wobec tego wyzwań wiązanych z IT z pewnością nie zabraknie. O rosnącej wadze roli IT świadczy upowszechnienie takich koncepcji jak architektura korporacyjna, czyli praktyki zarządzania organizacją przez pryzmat czterech domen. Pierwszą z nich jest architektura biznesowa, zaś pozostałe trzy dotyczą de facto IT – danych, systemów informatycznych i warstwy technicznej.

Jak to się stało, że pierwsze doświadczenia w zakresie zastosowań IT w biznesie zbierał Pan w Niemczech?

Jako jeden z pierwszych studentów uczestniczyłem w programie wymiany Sokrates/Erasmus. Czwarty rok studiów spędziłem w Coburgu. Tamtejsza uczelnia jest dynamiczna, ukierunkowana na praktyczne aspekty nauczania. Trudno ją porównywać do Politechniki Warszawskiej, nastawionej na przekazywanie wiedzy głównie poprzez wykłady. W Niemczech uczyliśmy się szukać rozwiązań dla konkretnych problemów biznesowych. Z podobnym praktycznym nastawieniem spotkałem się także w Stanach Zjednoczonych.

Uczył się Pan za oceanem?

Tak, w amerykańskiej szkole średniej. W małym mieście w stanie Indiana. Dużo zyskałem właśnie na tym, że znalazłem się w małej społeczności. Nie wiem, czy w większej szkole miałbym możliwość dostania się do drużyny koszykówki. Byłem również kluczowym zawodnikiem reprezentacji lekkoatletycznej. Ten okres był niesamowitym doświadczeniem. Zostałem rzucony na głęboką wodę: trzeci rok liceum spędzony w zupełnie innych realiach. Musiałem przyjąć już na starcie, że w trakcie całego roku nie będę mógł przyjechać do Polski. Do Stanów wróciłem jeszcze trzy lata później. Dwa miesiące pracowałem, a potem za zarobione pieniądze z kolegami kupiliśmy starego chryslera i wyruszyliśmy w podróż wzdłuż wschodniego wybrzeża.

Wróćmy do niemieckich początków kariery…

Na początku drugiego semestru nauki w Coburgu udało mi się zdobyć pracę w firmie Brose Fahrzeugteile. Ten czołowy producent elektronicznych systemów samochodowych, to obok grupy ubezpieczeniowej HUK-Coburg, jeden z dwóch największych pracodawców w tym mieście. Myślę, że zdecydowali się mnie przyjąć ze względu na moje przygotowanie inżynierskie, które stanowiło moją przewagę nad większością zatrudnionych tam Niemców. Zaprocentowały doświadczenia z Politechniki Warszawskiej.

Jakie zadania Panu powierzono?

Całkiem odpowiedzialne. Przez pół roku pracowałem w dziale logistyki. Zajmowałem się informatyzacją obszaru relacji z dostawcami. Wdrażaliśmy elementy systemu SAP, które miały na celu umożliwić składanie ofert przez dostawców, tak aby producent mógł wybrać najbardziej konkurencyjnego spośród nich i włączyć jego ofertę do procesu produkcyjnego. Działo się to w czasach, gdy na polskim rynku o podobnych narzędziach niewiele się mówiło.

Fot. Andrzej Georgiew

Po studiach został Pan analitykiem w Boston Consulting Group. Szybko poznał Pan też gorzki smak pracy w konsultingu…

Rzeczywiście, to był bardzo trudny okres w mojej karierze. Jako analityk BCG przez prawie pół roku pracowałem w Brzesku przy projekcie optymalizacji kosztów w grupie Carlsberg. Doświadczenia wypracowane przez nas w Polsce były potem przedmiotem adaptacji w innych browarach. Mieszkałem wtedy w Warszawie, robiłem studia doktoranckie, no i spotykałem się z moją obecną żoną. Pogodzenie tych wszystkich rzeczy okazywało się bardzo trudne. Niemniej był to też czas zbierania wartościowej wiedzy. Poznałem metody i standardy działania zachodniej firmy konsultingowej. Poza tym praca w branży piwowarskiej ma swój urok: w browarze naprawdę mało jest osób, które nie pasjonują się procesem warzenia piwa.

Pana jednak uroki branży warzelniczej nie zatrzymały. Z BCG trafił Pan prosto na fotel prezesa firmy Softtutor.

Początkowo określiliśmy moje stanowisko trochę inaczej. Można powiedzieć, że od 2006 roku zarządzam spółką, chętnie korzystając z doświadczeń ojca.

No właśnie, firma powstała w 1991 r., więc historię ma równie długą jak sama branża IT w naszym kraju. Jakie były początki Softtutora?

Założycielami firmy było 3 wspólników, osób o dużym doświadczeniu na rynku IT biorąc pod uwagę jego krótką na tamten czas historię. Byliśmy pionierem konsultingu na rynku polskim. Zawsze mówimy to ostrożnie, ale taka jest prawda. Gdy spółka powstawała, praktycznie nie miała konkurentów, chyba że zaliczymy do nich tzw. „konsultantów z Marriotta”, czyli zachodnich ekspertów, prowadzących w Polsce pojedyncze projekty dla nielicznych firm, które już dojrzały do zamawiania usług doradczych. W początkowym okresie działalności główną barierą było przekonanie klienta, który często nie rozumiał potrzeby wdrażania rozwiązań IT, że jest mu potrzebny tego typu konsulting. Nam udało się szybko ruszyć ze sprzedażą i stale dynamicznie ją zwiększać.

Branżę IT zawsze napędzały przejęcia i fuzje. Nie myślał Pan o połączeniu sił z innymi firmami?

Na przestrzeni lat rozważaliśmy różne kierunki rozwoju spółki. Propozycje przejęcia oczywiście padały, także ze strony firm zagranicznych. Dziś fuzji nie planujemy, chętnie za to wchodzimy w różne konsorcja. Widzimy, że ten rodzaj współpracy w naszym przypadku sprawdza się najlepiej. W coraz większym stopniu zaczynamy skutecznie konkurować z czołówką zachodnich firm doradczych.

W jaki sposób konsultant zachowuje obiektywizm i niezależność od producentów oprogramowania?

Staramy się traktować dostawców oprogramowania jak partnerów. Ze współpracy z firmami działającymi na rynku płynie nasz know-how. Śledząc rynek i utrzymując dobre relacje z producentami oprogramowania, możemy dawać naszym klientom wartościowe rekomendacje. Wypracowana metodyka oceny poszczególnych systemów pozwala nam na gromadzenie bardzo szczegółowej wiedzy o produktach: jaką mają funkcjonalność, w jakim stopniu jeden system różni się od drugiego, jakie są ich wzajemne przewagi. Nigdy nie będziemy rekomendować produktu, który jest nieodpowiedni do potrzeb klienta. Oczywiście bardzo często jest tak, że klient decydując się na usługi doradcze ma własne preferencje, które trzeba wziąć pod uwagę. Jednoznacznymi wskaźnikami naszej niezależności jest różnorodność wybieranych rozwiązań w wyniku prowadzonych przez nas projektów, jak również opinie naszych klientów zarówno na rynku komercyjnym, jak i w administracji publicznej. Jednocześnie staramy się przekazywać klientom swoją wiedzę w taki sposób, aby mogli z niej później korzystać samodzielnie. Chcemy, aby rozwiązania, które pomagamy zbudować, żyły także po zakończeniu projektu.

Nigdy nie mieliście pomysłu, żeby zamiast dostarczać system innej firmy, stworzyć własny?

Kilka lat temu toczyła się dosyć głośna debata o wadach i zaletach obu modeli firm doradczych: firm bez powiązań z dostawcami oprogramowania w porównaniu do firm działających w modelu CSI (Consulting and Solutions Implementation). Rozważaliśmy oba kierunki rozwoju, ale podejmując się produkcji oprogramowania czy wdrażania gotowych pakietów, nie bylibyśmy rzetelnym doradcą na etapie wyboru rozwiązań, a z tego obszaru działalności nie chcieliśmy rezygnować. Zamykanie się w obszarze trzech, czy pięciu produktów uniemożliwia realizację w pełni bezstronnego doradztwa, zmierzającego do wyboru najlepszego dla danego klienta rozwiązania. Myślę, że postąpiliśmy słusznie. Bez tego nie pozyskalibyśmy w zeszłym roku takich kontraktów jak ten dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych, czy Banku Gospodarki Krajowej. Stawiane na wstępie warunki wykluczały firmy powiązane umowami, kapitałowo lub osobowo z podmiotami zajmującymi się wdrożeniami.

Jaka była wasza rola w projekcie dla MSZ?

Byliśmy odpowiedzialni za stworzenie koncepcji wdrożenia systemu klasy ERP w ogólnoświatowej strukturze Ministerstwa, który ma objąć wszystkie placówki dyplomatyczne.

Jakie inne ciekawe projekty prowadziliście?

Ciekawszymi pracami, które realizowaliśmy w zeszłym roku był nadzór i doprowadzenie do końca wspólnie z klientem kompleksowego wdrożenia Oracle EBS w WĘGLOKOKS SA. Historycznie patrząc bardzo trudnym projektem ze względu na skalę i czas realizacji było doradztwo przy wyborze ZSI dla nowo tworzącej się struktury Krajowej Spółki Cukrowej SA. Projekt obejmował kilkanaście lokalizacji zakładów produkcyjnych na terenie całego kraju wraz z centralą w Toruniu i oparty był na rozwiązaniach online, co w owym czasie nie było powszechnym standardem. Bardzo trudnym i długotrwałym projektem było również zakończone sukcesem wdrożenie systemu klasy ERP we wszystkich zakładach Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych SA..
W 2006 roku pomagaliśmy przygotować postępowanie o udzielenie zamówienia publicznego na utrzymanie i rozwój systemu obsługującego wypłaty świadczeń emerytalno-rentowych KRUS. Działaliśmy pod ogromną presją czasu, ale osiągnęliśmy zamierzony cel. Oszacowaliśmy, że w wyniku podpisania umowy klient osiągnął oszczędności na poziomie 30% w stosunku do pierwotnego budżetu. Udało się też narzucić wysokie standardy usług informatycznych. Widać, że od tego czasu KRUS bardzo mocno zmienia się w sferze IT. Jako spółka doradcza mamy w tych zmianach swój udział, ale to klient jest ich autorem. Podobną ścieżkę pozyskiwania usług IT w trybie konkurencyjnym przyjął również ZUS.

Fot. Andrzej Georgiew

Michał Wiatr. Absolwent Wydziału Inżynierii Produkcji Politechniki Warszawskiej. Prezes zarządu Softtutor Consulting od 2006 roku. Certified Information System Auditor, TOGAF Certified, rzeczoznawca PTI. Ukończył kursy w Polsce i za granicą w zakresie zarządzania organizacjami międzynarodowymi, przywództwa i międzynarodowego consultingu. Doświadczenie zdobywał m.in. w Brose Fahrzeugteile GmBH oraz Boston Consulting Group. Autor artykułów prasowych i publikacji naukowych na temat przedsiębiorczości i innowacji.

Doradzanie różnym firmom daje szersze spojrzenie na całą gospodarkę. Jak z Państwa perspektywy wygląda sytuacja sektora przemysłowego?

Mówi się, że nie mamy w Polsce zbyt wielu przedsiębiorstw produkcyjnych, ale myślę, że ten rynek jest ciągle perspektywiczny. Widzę sporo młodych, dynamicznych spółek produkcyjnych, które wprowadzają najwyższe standardy i skutecznie konkurują na rynku europejskim. Nasze bezpośrednie zainteresowanie tym sektorem wynika też z doświadczeń osób, które zatrudniamy. Inżynierskie przygotowanie powoduje, że chcemy realizować projekty dla przemysłu. Ogromny potencjał kryje się w obszarze optymalizacji procesów logistyki i produkcji. Lubimy modelować procesy i czujemy się w tym mocni. Interesujący jest również sektor utilities. Tam obok systemów ERP pojawia się zapotrzebowanie na bardzo wiele systemów branżowych – od rozwiązań typu SCADA, przez systemy telemetrii, billing, kwestie relacji z klientami, GIS. To bardzo ciekawa branża, gdzie jeszcze bardzo dużo można zrobić.

W czym polscy dostawcy oprogramowania biznesowego mogą być lepsi od międzynarodowych koncernów?

Polskie firmy mogą zaoferować lepsze zrozumienie specyfiki naszego prawa, rynku i rzeczywistości. Do listy naszych przewag zaliczyłbym też jakość usług i elastyczność rozwiązań, co oznacza również możliwość działania w ekspresowym trybie nadążającym za dynamicznie zmieniającymi się warunkami prowadzenia biznesu. Nie bez znaczenia jest także większa w przypadku polskich firm niż w przypadku zachodnich koncernów otwartość na negocjacje.

Czy wobec tego firmy rodzime powinny obawiać się konsolidacji?

Raczej nie spodziewałbym się, że któryś z dużych polskich dostawców zostanie przejęty przez zagranicznego konkurenta. Widać za to wiele działań po stronie polskich firm, które kupują średniej wielkości zagraniczne spółki i realizują coraz więcej projektów za granicą. Mamy tu ogromny potencjał – jesteśmy w stanie robić wysokiej jakości projekty za konkurencyjne wynagrodzenie. Taką drogę rozwoju widać także przed konsultingiem.

Konsultant jest w specyficznej sytuacji: zna z wyprzedzeniem oczekiwania klientów, więc może dostosowywać się do potrzeb rynku. Jak zamierzacie dalej rozwijać swoją ofertę?

Przymierzamy się do dość dużych zmian organizacyjnych, po to, żeby lepiej wykorzystać potencjał tkwiący w firmie. Na razie chcemy przede wszystkim lepiej opanować rynek polski zwiększając zakres usług i kompetencji. Dzisiaj oprócz standardowych usług doradczych związanych z wyborem rozwiązań informatycznych różnych klas prowadzimy przedsięwzięcia związane z wdrożeniami architektury korporacyjnej, zasad ładu informatycznego, tworzymy koncepcje i projekty dla kompleksowych aplikacji dedykowanych, wdrażamy systemy zarządzania bezpieczeństwem informacji i plany ciągłości działania.

A Pańskie osobiste plany?

Jestem silnie zdeterminowany, aby dalej rozwijać Softtutor. Wspólnie z wąską grupą osób zarządzających spółką wkładamy dużo energii w rozwój firmy. W zeszłym roku zrobiliśmy kolejny krok polegający na zmianie umowy spółki tak aby umożliwić spółce pozyskiwanie partnerów z poza firmy, a w najbliższym czasie planujemy rozszerzenie zarządu. Staram się oczywiście właściwie wyważyć sprawy firmowe i rodzinne. Chciałbym zostawić trochę czasu również na moje hobby, czyli chodzenie po górach i bieganie.

Chodzenie po górach to mało powiedziane. Jakie szczyty Pan już zdobył?

Byłem na Mount Blanc, na Elbrusie, zdobyłem Aconcaguę, najwyższy szczyt Ameryki Południowej. Zimą jeżdżę również w Tatry, głównie słowackie. Marzy mi się Korona Ziemi. Powróciłem też do rozpoczętej w Stanach Zjednoczonych przygody z bieganiem, ale teraz staram się biegać na dłuższych dystansach. W tym roku zamierzam wystartować w maratonie.

Patrząc wstecz, widzi Pan coś, co chciałby Pan zmienić?

Jedyną rzeczą, której żałuję jest to, że nie doprowadziłem do końca sprawy doktoratu. Studia zakończyłem, ale zaangażowanie w prowadzenie firmy nie pozwoliło mi dokończyć i obronić pracy. Nie jest powiedziane, że do tego nie wrócę.

Rozmawiał Piotr Waszczuk

Fot. Andrzej Georgiew

Firma Softtutor powstała w 1991 roku. Od początku specjalizuje się w konsultingu z zakresu zarządzania i informatyki. Dostarcza wiedzę pozwalającą na uzyskanie przewagi konkurencyjnej poprzez skuteczne stosowanie nowoczesnych rozwiązań informatycznych. Oferta firmy obejmuje usługi w zakresie identyfikacji potrzeb dla systemów IT, a także analizy organizacyjne, procesów oraz projektowanie systemów informatycznych. W skład zespołu firmy wchodzą certyfikowani project managerzy, architekci TOGAF oraz certyfikowani specjaliści ITIL wdrażający efektywne praktyki w obszarze IT.